Adam Marian Walczak

Adam Marian Walczak (1933-2002)
Bokser i długodystansowiec

Był sportowcem wszechstronnym: bokserem, maratończykiem, triathlonistą i gimnastykiem. Poza gimnastyką, którą w wieku 16 lat porzucił na rzecz pięściarstwa, w pozostałych dyscyplinach osiągnął sukces. Młode pokolenie kojarzy go raczej z bieganiem, ewentualnie triathlonem, którego był jednym z pierwszych propagatorów w Polsce. Starsi kibice pamiętają go z ringu.

Na pewno Maryś miał wielu przyjaciół, bo w jego ostatnim pożegnaniu na Cmentarzu Miejskim w Kaliszu wzięły udział tłumy.

Uprawianie sportu zaczynał od gimnastyki na przyrządach w kaliskiej Bielarni, przemianowanej później na Włókniarz. Szybko porzucił ją na rzecz boksu, któremu niemal bez reszty poświęcił się przez następne osiem lat.

Na ringu pojawił się w 1949 roku. Włókniarz Kalisz miał wtedy solidnych pięściarzy. Na przełomie lat 40. i 50. tu właśnie rozpoczynali przepiękne kariery przyszli bohaterowie kaliskiego ringu, m.in. wicemistrz Europy Tadeusz Grzelak, Wacław Ścigała i Andrzej Cozaś. Na początku marca 49 r. klub zorganizował pierwszy krok bokserski, w którym poza gospodarzami rywalizowali pięściarze Prosny i Mechanika. Walczak wygrał swoją pierwszą walkę, a potem także cztery następne. Wygrywali także jego koledzy, tyle że w lidze okręgowej. Na początku 1950 roku byli nawet o krok od awansu do drugiej ligi, ale w decydującym meczu ulegli Bawełnie Łódź. W tym samym roku Walczak zadebiutował w klasie A. Z dokumentów, do których udało mi się dotrzeć, wynika, że 12 listopada 1950 roku w meczu z Kolejarzem Ostrów przegrał na punkty z Woźniakiem. Kolejny pojedynek wygrał i potem najczęściej schodził z ringu jako zwycięzca.

W końcu 53 roku Adam Walczak rozpoczął służbę wojskową. Najpierw jako reprezentant WKS Wrocław i Śląskiego Okręgu Wojskowego, a wkrótce CWKS-u Warszawa, do którego dokładnie w tym samym czasie trafił czarodziej ringu Leszek Drogosz. Warto dodać, że nabór do wojska był stałym utrapieniem Włókniarza, który opierał się głównie na młodzieży. Na początku lat 50. "w kamasze" poszli m.in.: wspomniani wcześniej Grzelak i Cozaś, a także Mańka, Tomczyk i właśnie Walczak. Okres spędzony w CWKS-ie Marian wspominał zawsze z rozrzewnieniem. W końcu to właśnie w stolicy osiągnął pierwszy sukces sportowy i to nie byle jaki: drużynowe mistrzostwa Polski; mistrzostwa, bo na jednym się nie skończyło. Mundur spodobał mu się do tego stopnia, że przez kolejne 40 lat działał w najstarszym w Wielkopolsce, kaliskim Klubie Oficerów Rezerwy, a nawet założył KOR i był jego prezesem w fabryce Wistil.

Do Kalisza Walczak wrócił jesienią 1955 roku, kiedy Włókniarz pierwszy sezon rywalizował w drugiej lidze. Do końca roku zdążył stoczyć pięć ligowych walk, z których cztery wygrał. W klubie lepszy bilans mieli jedynie Grzelak oraz mistrzowie Polski juniorów Władysław Obała i Józef Jaworowicz. W następnym roku na ringu stawał aż 19 razy, najwięcej spośród wszystkich włókniarzy. Rok 1957 był ostatnim w jego karierze i w historii całej sekcji bokserskiej Włókniarza.

Najpierw jednak kaliski klub zadebiutował na arenie międzynarodowej, zastępując w ostatniej chwili w roli gospodarza Wartę Poznań. W obecności czterech tysięcy widzów kaliszanie spotkali się z wicemistrzem Węgier - Csepele Budapeszt. Spotkanie nieoczekiwanie zakończyło się remisem 10:10. Walczak, po wyrównanej walce, przegrał 1:2 z Seboekiem. W rewanżu na Węgrzech okręg poznański reprezentowała już Warta, w której barwach Maryś zrewanżował się przeciwnikowi, wygrywając na punkty. Na Węgrzech Walczak walczył jeszcze dwa razy: przegrał z Pappem w meczu z Epitoek i na zakończenie pobytu pokonał Nemethe w meczu z MTK Budapeszt. Walka z Nemethe, która odbyła się 1 września 1957 roku, była jego ostatnim oficjalnym pojedynkiem. Sekcja bokserska we Włókniarzu chyliła się ku upadkowi i wkrótce klub został wycofany z rozgrywek.

Najlepsi pięściarze otrzymali propozycje przejścia do Prosny. Walczak z niej nie skorzystał. Po latach tłumaczył mi: "Byłem bardzo przywiązany do Włókniarza i po rozwiązaniu sekcji bokserskiej uznałem, że trzeba zakończyć karierę". W sumie na ringu stoczył 165 pojedynków, z których 128 wygrał a dziewięć zremisował. Był wicemistrzem silnego okręgu poznańskiego. Pamiętano o nim jeszcze po latach, bo w 2000 roku otrzymał honorową odznakę 75-lecia Wielkopolskiego Okręgowego Związku Bokserskiego. Po odejściu części pięściarzy do Prosny, Włókniarza nie opuścił, a w następnych latach społecznie działał w sekcjach pływania, piłki nożnej i koszykówki.

Do wielkiego sportu wrócił dopiero w 1979 roku udziałem w I Maratonie Pokoju, w którym potem brał udział jeszcze 19 razy. Bardzo cenił sobie start w maratonie w Grecji w 1989 roku. Z powodzeniem uczestniczył w supermaratonach a dystans 100 km pokonał w sumie ponad 30 razy, w tym 18 razy w Kaliszu.

Był pierwszym Polakiem, który w 1984 r. ukończył pełny triathlon (Iron Man), w dodatku samotnie. Od 79 roku brał udział w sztafecie Palmiry-Ostrzeszów, która rozpoczyna tradycyjne Crossy Ostrzeszowskie.

W 2001 r. rozpoczął swoje ostatnie zmagania, tym razem z nieuleczalną chorobą. Jak zwykle nie poddawał się i ostatecznie zwyciężył, bo na zawsze pozostał w pamięci rodziny, przyjaciół i wiernych kibiców.

Trwałą pamiątką po nim są liczne puchary, dyplomy i medale, które przekazał Klubowi Olimpijczyka w Wysocku Wielkim. Część pozostała w kaliskim klubie biegacza.

Mariusz KURZAJCZYK

(pożegnanie w tygodniku „Ziemia Kaliska”)